Witam,
Jeszcze mi złość nie minęła po porażce w Kaliszu ( klik: dealer-audi-z-kalisza-ignaszak-ostrzegam-t4740.html ), a już mam nowego faworyta ... .
Temat dotyczy tego czarnego, "bezwypadkowego" Avanta, rzekomo z "pierwszej ręki", aktualnie wystawionego w Chełmnie :
http://otomoto.pl/oferta/audi-a6-i-wlas ... ypbaP.html
Aby nie budować zbędnego napięcia od razu powiem, że :
- auto ABSOLUTNIE nie jest bezwypadkowe
- sprzedający NIE JEST pierwszym właścicielem
- historia serwisowa w ASO koresponduje z książką serwisową ale śmiem sądzić, że ten serwis był prowadzony co najwyżej wybiórczo
Ogłoszenie w aktualnej formie z rzekomą ceną 67000 zł.- brutto pojawiło się w Otomoto we poniedziałek 30-05-2016, ja pierwszy telefon (do Właściciela, nie do komisu) wykonałem we wtorek 31-06-2016.
Przebieg pierwszej rozmowy - dosłownie bajka i miód na serce.
Na moje najważniejsze pytanie czy na pewno mam przyjemność z pierwszym właścicielem auta, który osobiście odbierał go jako fabrycznie nowy z salonu padła jednoznaczna deklaracja, że oczywiście tak.
Pomyślałem że lepiej trafić się nie da, jednak (o czym poniżej) okazało się, że było to pierwsze cygaństwo, na które dałem się złapać ... .
Odpowiedzi na kolejne pytanie brzmiały równie bajecznie.
Samochód miał być bezkompromisowo bezwypadkowy, serwisowany WYŁĄCZNIE w ASO, z normalnymi śladami używania adekwatnymi do przebiegu.
Co do rzekomej ceny brutto 67000 nie będę się tutaj rozpisywał, ale i w tej kwestii istnieje pewien haczyk, który jednak byłbym skłonny zaakceptować z uwagi na (jak się wstępnie zdawało) silne atrybuty w innych kluczowych sprawach ... .
Właściciel nie stwarzał problemu i bezpośrednio po naszej rozmowie dostałem sms'a z VIN'em auta, który też natychmiast zweryfikowałem w historii serwisowej ASO. Zdawało się, że jest to kolejny i przełomowy plus auta, ponieważ wszystko co mówił sprzedający zdawało się potwierdzać w zapisach elektronicznych. Ostatni przegląd serwisowy odbył się w czerwcu 2014 roku przy przebiegu ok. 210000 km. .
Co dla mnie było kolejnym wielkim plusem, auto (prócz DVD w zagłówkach) pozostaje w kompletacji fabrycznej, czyli nie jest i prawdopodobnie nigdy nie było chipowane. System MMI też nie drutowany chałupniczym menu w języku polskim.
Summa summarum pomyślałem, że co jak co ale takiej okazji przepuścić nie wolno.
Przecież poliftowe A6 3.0TDi quattro Avant z wysokiego 2010 roku (modelowo nawet 2011), bezwypadkowe (właściciel od pierwszej rozmowy zaklinał się na wszystkie świętości, że egzemplarz jest bezkompromisowo bezwypadkowy z wyjątkiem bagatelnej szkody parkingowej tylnych drzwi i błotnika) i z pierwszej ręki w niepokojąco wręcz niskiej cenie należało uznać za okazję, która nie powtórzy się przez kilka następnych lat ... .
Czacha kopciła mi do tego stopnia, że byłem gotowy przelać w ciemno gruby zadatek żeby tylko ktoś inny nie sprzątnął mi tej perełki sprzed nosa, ale mój Anioł Stróż jakoś tak pokierował sprawami, że okazało się to niepotrzebne.
Wyjątkowo ufny i pewny sukcesu, w podróż po auto ( ponad 500 km w jedną stronę ) ruszyłem w czwartek 02-06-2016.
Tutaj mój Anioł Stróż postarał się ponownie, bo chociaż początkowo nie zamierzałem swoimi fanaberiami nikomu zawracać głowy, to będąc już w trasie zdzwoniłem się z moim wspaniałym Funflem i Przyjacielem, zaprawionym i doświadczonym samochodziarzem, który pomimo 100 km odległości zadeklarował przyjazd na miejsce i pomoc w oględzinach.
Jak się później okazało, to nieplanowane wcześniej spotkanie było jedynym pozytywnym akcentem w paśmie porażek ... .
A to okazało się po pokonaniu niepotrzebnych pieprzonych 500 km :
1.
AUTO ZDECYDOWANIE NIE JEST BEZWYPADKOWE
Nie wiem jak głębokie były uszkodzenia, ale :
- drzwi kierowcy względem drzwi tylnych są jakby opadnięte, a szpara miedzy nimi im bardziej w dół tym bardziej się rozłazi ... .
Dołem, względem drzwi tylnych, lekko ale jednak - odstają na ok. 2mm .
- zderzak przedni jakoś tam leży ale pod względem lakierniczym w dramatycznym stanie. Moim zdaniem nie jest to naturalne "zużycie" po 200 tys.km. jazdy, tylko świadectwo jakiejś inne rzeźby (nieudolna naprawa, ewentualna zmiana koloru lub niewłaściwy albo fatalnej jakości lakier)
- przedni prawy błotnik na styku ze słupkiem "A" przy drzwiach nienaturalnie odstaje, a od strony maski szpary nie ma praktycznie żadnej (druciarstwo na maksa)
- przednie prawe drzwi ciężko nawet opisać. Zamknięte, po stronie błotnika rozłażą się górą ale ta szpara im niżej tym jest mniejsza.
Po stronie drzwi tylnych, co bardzo ciekawe ... szpara też jest ewidentnie za dużą górą a za mała dołem ... ... .
Po otwarciu "na pierwszy zatrzask" drzwi opadają o co najmniej 5 mm , czyli w swoim wykroju utrzymują się całym ciężarem na ryglu słupka .
Widać, że jakiś ciul zamiast porządnie naprawić szkodę - starał się za wszelką cenę wyrównać szpary między kolejnymi elementami .
- drzwi prawe tylne jakoś tam dolegają ale tak samo jak przednie trzeba nimi zdrowo yebnąć żeby się zamknęły.
- zderzak tylny leży prawie dobrze, ale "trochę" nie licuje z lewym błotnikiem .
- w mojej ocenie auto byłe lakierowane z obu stron do wysokości górnego przetłoczenia (czyli wszystko bez słupków i dachu), plus maska silnika.
Tylna klapa nie wiem, bo szczerze mówiąc już mi się nawet nie chciało w to wnikać .
2.
Pod względem mechanicznym wstępnie zdawało się, ze jest dużo lepiej niż z budą. Silniczek odpala "na rys", "chodzi" nadzwyczaj miarowo, miękko i równiej od szwajcarskiego zegarka. Coś cudownego.
Skrzynia biegów w drodze na stację diagnostyczną nie zdążyła się prawidłowo rozgrzać ale i tak jestem przekonany, że "na ciepło" też pracuje jak nowa.
Równie pozytywne odczucia płyną ze strony układu kierowniczego i zawieszenia (szczęśliwie bez pneumatyki). Generalnie samochód pracuje i jeździ jak nowy, a ogólny stan wnętrza IMO koresponduje z przebiegiem. Do tego BOSE system.
Niestety - po wjeździe na kanał stacji diagnostycznej ujawniło się tłuste i rozległe zaolejenie na łączeniu silnika i skrzyni biegów .
Jest tego na tyle dużo, ze ten olej pokazuje się (wypływa) już wokół otworów dolnej osłony zespołu napędowego.
W naszej ocenie nie jest to olej silnikowy. Wydaje się na to za "czysty" (jakby był ze wspomagania albo skrzyni biegów). Zapachem raczej też nie przypomina oleju silnikowego.
Obfite zaolejenie w okolicy turbo ale to dosyć typowa i bagatelna nieszczelność w tym modelu.
Czy coś jeszcze - nie wiem. Przestaliśmy wnikać, do etapu "diagnozy komputerowej" już nie doszło.
Wszak szczęśliwy jak dziecko wybrałem się w podróż łącznie ponad 1000 km równie naiwnie jak dziecko wierząc, że tak uprzejmy jegomość, co najważniejsze pierwszy i jedyny właściciel zasługuje na kredyt niekwestionowanego zaufania ... ale jak zwykle w PL ... fakty szybko mnie wyprostowały.
Dziwne o tyle, że facet wiedział jaką odległość muszę pokonać a pomimo tego do końca robił ze mnie idiotę .
Odnośnie wypadkowej historii przybrał pozę wielce zdziwionego, niczego nieświadomego biednego misia, którego w trąbę zrobił salon gdy kupował auto ... ale przyciśnięty do muru nagle zmienił wersję "z pierwszego właściciela" na taką, że on kupił samochód już zarejestrowany z przebiegiem niecałego tysiąca kilometrów, wiec jednak taki pierwszy jak parokrotnie wcześniej mataczył - to on jednak nie był ... .
W trakcie rozmowy ujawniło się jeszcze szereg innych niezgodności pierwotnych deklaracji z faktami stwierdzonymi z natury nad którymi nie będę się teraz rozwodził
Nie wiem ... początkowo nawet byłem skłonny przymknąć oko na pokolizyjną historię tego rzekomo bezwypadkowego złoma, ale ostatecznie zrezygnowałem na widok obfitego wycieku oleju niewiadomego pochodzenia. Może i udałoby się precyzyjnie określić miejsce awarii ale w warunkach kończącej pracę stacji diagnostycznej nie było to możliwe.
Poza tym zapas mojej cierpliwości też zbliżał się do wartości krytycznych.
Następnego dnia zadzwonił do mnie właściciel z wiadomością, że na warsztacie mechanicy stwierdzili wyciek oleju silnikowego spod lewej pokrywy zaworowej, lecz ich zdaniem nie należy tego naprawiać bo (cytuję) : "spod nowej uszczelki może wyciekać jeszcze bardziej" ... .
Ciekawe kto ten kit łyknie, bo naszym zdaniem może i jest jakiś wyciek spod dekla ale to nie jest przyczyna tego co widać na łączeniu silnika ze skrzynią.
Głupia wymówka, że nie należy tego likwidować świadczy zaś o tym, że albo mechanik nie wie co gada, albo prawdziwa przyczyna awarii też została namierzona, tylko grubszą sprawę ktoś usiłuje zbagatelizować nieszczelnością pokrywy zaworowej.
Świat faktycznie się spierdolił. Nigdy nie zrozumiem gościa, który oferując do sprzedaży powypadkowego złoma z obślimaczonym, cieknącym jak sito zespołem napędowym potrafi "w żywe oczy" nałgać potencjalnemu klientowi jak wyżej .
Jakim trzeba być człowiekiem żeby świadomie narażać kogoś na bezsensowne wycieczki o łącznym dystansie 1100 km
Dramat ... . Dziękuję za wytrwałość w czytaniu moich historii. Ku przestrodze ... .