Strona 1 z 1

PostNapisane: 2013-11-04, 19:44
przez kuna
doskonali fachowcy , ich program leciał z tego co znalazłem w necie o 18.20 .
wtedy pod koniec lat 80-tych wprowadzali nas w tajniki pierwszych komputerów , hitem nowoczesności była ssawka stomatologiczna do sliny ( znana w całej zachodniej europie) ,
urzekł mnie ich spokój prowadzenia programu, ilość dobrze przekazanej wiedzy .
Zginęli w 1989 roku w wypadku samochodowym w Raciborzu zderzając sie czołowo z ciężarówką.
Niezapomniani naukowcy ;)
Obrazek

PostNapisane: 2013-11-04, 20:07
przez roberto
BADIX napisał(a):Nawet nie widziałem, że tyle odcinków było - wow


Było,było :-D
Dla mnie to był najlepszy program z czasów dzieciństwa,kiedy tylko zacząłem się interesować techniką zawsze się starałem nie opuścić żadnego odcinka.

Swoją drogą w tych czasach jednym ze sposobów na zapoznanie się z nowinkami technicznymi były różne katalogi ze sklepów wysyłkowych przywożonych z Austrii czy DE.Wtedy zamarzyła mi się wieża hi-fi segmentowa :]

PostNapisane: 2013-11-04, 20:38
przez kuna
kto tego nie miał ?:
Obrazek

a tego kto słuchał ? :
Obrazek

ehh wspomnienia :mrgreen:

[ Dodano: 2013-11-04, 20:43 ]
Obrazek

PostNapisane: 2013-11-04, 21:11
przez roberto
kuna napisał(a):kto tego nie miał ?:


Kostkę Rubika to ja miałem w roku 1982 ale za bardzo byłem ciekaw co jest w środku więc ani razu jej nie ułożyłem :mrgreen:

[ Dodano: 2013-11-04, 21:18 ]
BADIX napisał(a):A Młodego Technika pamiętasz ?


Kurczę u nas tego pisemka nie było :-/

PostNapisane: 2013-11-05, 08:16
przez lyngso
Witam

Czasami dają powtórki na TVP Historia. Aż łezka się w oku kręci gdy ogląda się Kurka i Kamińskiego przedstawiających ówczesne zdobycze techniki.
Pamiętam program o odtwarzaczach CD, cudo. Wiele godzin spędzonych potem w Pewexie na podziwianiu wież Technicsa z odtwarzaczami CD.
Pamiętam jak koleś chwalił się gdy ojciec mu kupił radiomagnetofon gdzie zamiast jednej kieszeni kasety był CD. Koszt tego to połowa ówczesnego malucha.
Co do programu to pełen profesjonalizm, do każdego odcinka oddzielnie przygotowywana dekoracja i ta polemika.

Pozdrov

PostNapisane: 2013-11-05, 08:37
przez Koenig
Można zmaleźć w sieci bardzo dużo odcinków, sam z sentymentem oglądałem.
Do dziś pamiętam program o butelkach PET, wtedy zupełnie u nas nie znanych. Walili się nimi po głowach (oczywiście byli w kaskach).
Laboratorium już nie zdobyło takiej popularnosci. Jeszcze czasem z ciekawością oglądam Galileo, ale to też nie to. Poza tym to nie jest "nasz" program.

PostNapisane: 2013-11-05, 21:11
przez kuna
A kto pamięta zielone banany u rzeźnika ?
albo całe półki octu w sklepach spożywczych ? :mrgreen: , bo nic innego nie było...
albo papier toaletowy za makulaturę ... :-P

Re: Wieczorna reflekcja - program SONDA

PostNapisane: 2013-11-09, 12:39
przez Wyrwiząb
BADIX napisał(a):
Szkoda, że ni eemitują gdzieś powtórek lub po prostu , ze nie można spokojnie zobaczyć całej serii.


Bardzo dobrze, nudne to było, ja teraz wolę Magdę Gessler, Mam Talent i Jak oni śpiewają...
Są tam ładne piosenki, kolorowe światełka, piękni prowadzący i można się duzo dowiedzieć o gotowaniu.

A tak na serio, to program był wspaniały, gdy byłem dzieckiem z zafascynowanie oglądałem KAŻDY odcinek. Jak patrze teraz co jest emitowane w telewizji, to ogarnia mnie trwoga wyobrażając sobie odbiorców tej jebanej papki.
Program "Sonda" był niedawno emitowany chyba na polsacie, albo discovery historia. Zaliczyłem chyba wszystkie odcinki, oczywiście ten z komputerem rewelacyjny, albo z butelką PET jak Kurek zrzucał ją z drabiny i ekscytował się tym, że się nie rozbiła :)

[ Dodano: 2013-11-09, 12:44 ]
BADIX napisał(a):roberto,

A Młodego Technika pamiętasz ?



Ooo stary, do dziś mam TEN numer!! Jeszcze około kilkudziesięciu u rodziców wszystkie schowane.
A książka Adama Słodowego? Pamiętacie? Ja sobie zrobiłem dźwig żuraw, wyszedł "prawie tak samo".

PostNapisane: 2013-11-09, 17:18
przez Wyrwiząb
BADIX napisał(a):
Wyrwiząb napisał(a):A książka Adama Słodowego? Pamiętacie?


To jest pikuś - pamiętasz jego wskaźnik zakończony strzałką ?



Hah tak :)
Teraz patrzę na swojego syna jak w wolnych chwilach siedzi ze smartfonem w łapie i szlag mnie trafia. Sonda średnio jemu się podobała, próbowałem go wczuć w tamte realia ale chyba jeszcze za wcześnie. Młode techniki rzeczywiście czytał. Teraz dzieci są zupełnie inne, mają inne rozrywki. Kiedyś chciało się rysować kredą tor do gry w kolarzy kapslami, tor który zajmował około 1/2 ulicy Bajana w Krakowie (cała ma chyba 400m), a jak były czereśnie, gruszki, śliwki to całymi dniami siedziałem na drzewach. Raz tak mnie brzuch z przejedzenia rozbolał, że płakałem i nie mogłem zejść z czereśni hehe

PostNapisane: 2013-11-09, 18:28
przez kuna
Wyrwiząb napisał(a):Teraz dzieci są zupełnie inne, mają inne rozrywki

Zgadza się i cieszy mnie to :-D
Świadczy to o tym ,że nie zostalismy w tyle za światem :mrgreen:

PostNapisane: 2013-11-10, 18:10
przez Wyrwiząb
BADIX napisał(a):Wojtek - a jak graliście w kapsle - to czym je zalwałeś ? Woskiem ?
My zalewaliśmy woskiem i dodatkowo jakąs monete aby nabrał odpowiedniego wyważenia :-)
Jak sie za bardzo pociagnęło to poszedł za daleko :-)
A jak traktowaliście skrzyżowania na tych trasach ? Jak komuś kolarz wleciał na to miał ruch stracony ? Nazywaliście to może woda ? U nas tak sie to nazywało i czesto przebijaliśmy wode długimi ruchami mimo tego iż na końcu wyleciał z trasy :-)))

A trasy malowało sie pseudo kredą czyli ociepleniem z rur CO - było gipsowe :-))


tak tak, oczywiście zalewałem woskiem i dodatkowo moneta musiała być. Ja nawet swoich kolarzy miałem z flagami, na zastygnięty wosk dawałem karteczkę z namalowaną odpowiednią flagą i zalewałem bardzo cieniutką warstwą wosku. Flaga bez problemu była widoczna. W tamtych czasach uwielbiałem niemieckiego kolarza Uwe Ampler (nie wiem czy dobrze napisałem), kolarstwem interesowałem się od zawsze.
Jak była woda, to rysowalismy obrys jeziora i trzeba było trafić kapslem w drogę na drugim brzegu. Czasami takie jezioro miało i 4m średnicy, a droga na przeciwnym brzegu była szerokości kapsla... Po całodziennych wyścigach paznokieć palca serdecznego właściwie nie istniał hehe. Wodę oczywiście trzeba było pokonać JEDNYM pstryknięciem i trafić w roge. Trudno było. Studzienki to były górskie premie.

PostNapisane: 2013-11-10, 19:12
przez Voytec
Za chwile dojdziecie jak się grało na złotówki do kasty albo dołka :mrgreen:

PostNapisane: 2013-11-10, 20:00
przez Wyrwiząb
Studzienki były straszne, wielu wybitnych kolarzy straciło w nich życie :)

A w państwa grałes? rzucało się nożem i kroiło według jego osi na połowy. Na ziemi rysowałeś nożem duże kółko i ilu graczy tyle państw tak jak w serku te trójkaty. Ja raz koledze nóż w łydkę wbiłem, w stopę też kiedys sobie trafiłem.

Albo saletra z cukrem w kapslach po wódce? Mój "jasiek/bączek" raz doleciał do balkonu na 8 pietrze :) i oczywiście tam wpadł. To były czasy gdy paliwo było na kartki i ludzie na balkonach trzymali kanistry z benzyną. Jakby odcedzić takie całe osiedle to byłby drugi Kuwejt, dobrze że nic sie wtedy nie stało.

[ Dodano: 2013-11-10, 20:03 ]
Voytec napisał(a):Za chwile dojdziecie jak się grało na złotówki do kasty albo dołka :mrgreen:


Złotówki były lekkie, my graliśmy dyszkami i dwódziestkami :) Na bogato. A w przeprwach do spożywczaka po oranżade w proszku i zlizywaliśmy ją z brudnych łap. Wtedy nikt nie przejmował sie kurrr...a helatem albion, meningokokami, apetizerem i innym ścierwem :)

A u mnie na osiedlu była wytwórnia WODY W WORECZKACH!! Prowadziła to mama kolegi i mialiśmy je często za darmoooo!

Była też piekarnia w której piekli andruty i codziennie chodziliśmy tam po odpadki (połamane) i to jedliśmy jak nie było czasu na obiad w domu hehe

PostNapisane: 2013-11-10, 20:26
przez Voytec
Wyrwiząb napisał(a):A u mnie na osiedlu była wytwórnia WODY W WORECZKACH!

wody czy oranżady hehe ja pamiętam tylko tą z cyrku jak przyjechał..uuu :-)

PostNapisane: 2013-11-10, 20:31
przez Wyrwiząb
Voytec napisał(a):
Wyrwiząb napisał(a):A u mnie na osiedlu była wytwórnia WODY W WORECZKACH!

wody czy oranżady hehe ja pamiętam tylko tą z cyrku jak przyjechał..uuu :-)


Mianem oranzada określaliśmy tą w butelkach 0,33l kupowaną "na miejscu". Oranżada w proszku to domyślasz się co to było. A "Woda w woreczku" to w sumie też oranżada, ale oczywiście bez gazu. Przebijałeś woreczek słomką, wciągałes zawartość woreczka jak potwór, potem nadmuchiwałeś woreczek i strzelałeś pod butem.

A apropos strzelania. Byłem już trochę większy i z kolegami znaleźlismy puszkę po farbie około 20 litrów. Wybiłem młotkiem w niej dziurę, wsadziłem karbid, zalałem wodą i podpaliłem zapałką... Sęk w tym, że zrobiłęm to na klatce schodowej. Od huku wyleciała szyba w drzwiach wejściowych, a my uciekliśmy w szoku.